Otrzymali Honorowe Obywatelstwo Miasta Ostrów Mazowiecka uchwałą Rady Miasta z dnia 15 marca 2017 roku.
Zofia Pilecka-Optułowicz i Andrzej Pilecki - dzieci rotmistrza Witolda Pileckiego i ostrowianki Marii z d. Ostrowskiej urodzili się (Andrzej w 1932, a Zofia w 1933 roku) w Sukurczach, w majątku ojca, leżącym nieopodal Lidy (ob. Białoruś). Panująca w rodzinnym domu atmosfera sprawiła, że od najmłodszych lat wychowywali się w duchu głębokiego umiłowania Ojczyzny, przywiązania do wiary ojców i poszanowania dla bliźnich. Jak wspomina Zofia, ojciec uczył ich wrażliwości i szacunku do wszystkich żywych stworzeń i każdego dnia przekazywał te wartości, którymi powinni kierować się w życiu i do dzisiaj starają się wcielać w życie i stosować na co dzień te zasady i wartości, które zdążył im przekazać. Nie dane było im zbyt długo cieszyć się ojcem i pełną miłości atmosferą rodzinnego domu. W 1939 roku Witold Pilecki stanął w szeregach obrońców Ojczyzny, a po wrześniowej klęsce niemal całkowicie pochłonęła go konspiracja. Matce niemal cudem udało się wyrwać z rąk sowieckiego okupanta i wraz z dziećmi schronić w rodzinnej Ostrowi. Z uwagi na zasady konspiracji, widywali się z ojcem bardzo rzadko, zarówno przed jego pójściem na ochotnika do Oświęcimia, jak i po brawurowej ucieczce z tej niemieckiej „fabryki śmierci”. - Kiedy uciekł z obozu w 1943 roku miałam 10 lat. On przebywał w Warszawie, my w Ostrowi u babci. Spotykaliśmy się w stolicy, ale czasem i on przyjeżdżał do Ostrowi – wspomina pani Zofia. Po Powstaniu Warszawskim los znów ich rozłączył do roku 1946, a kilkanaście miesięcy później Witold Pilecki został aresztowany przez UB. Andrzej miał wówczas 15, a Zofia 14 lat. Podczas pobytu w Ostrowi matka prowadziła miejscową księgarnię i to pozwalało im przeżyć. Jednak po powrocie jej siostry z Ravensbrück i przejęciu przez nią księgarni, wyjechali do Warszawy.
Oboje bardzo ciepło i serdecznie wspominają pobyt w Ostrowi i w tutejszym gimnazjum. Nawet w najstraszniejszych chwilach, po aresztowaniu ojca mogli tutaj liczyć na wsparcie kolegów, nauczycieli oraz mieszkańców miasta. Z ich strony nie spotkała ich nigdy żadna przykrość. Kiedyś podczas dużej przerwy gdy z głośnika nadawano audycję propagandową, w której mówiono o procesie Witolda Pileckiego, lżąc go i nazywając szpiegiem oraz zdrajcą ojczyzny, jedna z nauczycielek zapytała Zofię, czy to mówią o jej ojcu, a ona zdecydowanie potwierdziła i dodała, że jest z niego bardzo dumna. Ileż trzeba było mieć odwagi i miłości do ojca, aby w peerelowskiej szkole zdobyć się na taką manifestację. W Warszawie matka usiłowała znaleźć pracę nauczycielki, ale dla żony „zdrajcy ojczyzny” było to nieosiągalne. Imała się różnych zajęć. Aby utrzymać rodzinę pracowała jako herbaciarka i sprzątaczka. Zofia, przerwała wówczas naukę w ostrowskim Liceum (była już w klasie maturalnej) i wyjechała do Warszawy, żeby jej pomóc. Mieszkali w letniskowym domku pod Warszawą. Gdy zabrakło pieniędzy na opał, zbierała w lesie szyszki, aby ogrzać izbę. Po maturze dostała się na wydział budownictwa wodnego Politechniki Warszawskiej, gdzie była szykanowana, a władze uczelni poinformowały ją, że „postępowa kadra techniczna nie może tolerować studiów córki zdrajcy narodu polskiego”. Podobne przejścia i szykany musiał przeżywać i jej brat. Podobnie jak on, bardzo długo nie mogła pójść do pracy. Znalazła ją w końcu w związanej z PAX-em firmie INCO, gdzie zatrudniono ją formalnie jako pracownika fizycznego, a w rzeczywistości wykonywała pracę biurową.
Oboje przez całe lata szukali ojca i za wszelką cenę usiłowali odnaleźć miejsce jego pochówku. Przez cały czas poszukiwali informacji o miejscu ostatniego spoczynku i nie tracili wiary, że go odnajdą. Dzięki kontaktom z PAX, Zofii udało się pod koniec lat osiemdziesiątych dotrzeć nawet do Józefa Cyrankiewicza. Liczyła, że pomoże jej w ustaleniu co stało się ze zwłokami ojca, ale ten chociaż obiecał, że pomoże, nie zrobił jednak nic. Pomimo tego nie zaprzestali poszukiwań i nie tracili wiary, że jednak odnajdą jego szczątki i że będzie miał swój grób, chociaż nawet matka straciła w pewnym momencie nadzieję. Zofia jednak traktowała te poszukiwania i uważała, że im więcej napotka po drodze trudności, tym tej dar będzie cenniejszy. Gdy w roku 2011 IPN i ROPWiM oraz Ministerstwo Sprawiedliwości rozpoczęły program poszukiwania miejsc pochówku ofiar zbrodni komunistycznych, nadzieja rozbłysła w nich na nowo. Oddali swój materiał genetyczny aby umożliwić identyfikację. Podczas prac ekshumacyjnych na „Łączce”, Zofia jeździła tam bardzo często i towarzyszyła zespołowi poszukiwawczemu, wierząc że może teraz, może tym razem się uda, że może te wydobywane właśnie kości, to jej ojciec. Czas jednak mijał, a szczątków rotmistrza nie odnaleziono. Mimo pogłosek, że jego zwłoki mogły po egzekucji zostać spalone w więziennej kotłowni, nie tracą jednak nadziei i czekają, tak jak kiedyś czekali jako małe dzieci na powrót taty, że jego grób zostanie jednak odnaleziony i że on jednak wróci. Największym marzeniem Zofii jest, aby jego szczątki spoczęły obok ich mamy, w Panteonie Polski Podziemnej na Powązkach. Jak mówi – Nie chcę aby znów byli rozdzieleni i chciałabym wreszcie zakończyć tę rozłąkę.
Oprócz poszukiwań, oboje przez całe lata walczyli z propagandą komunistów, którym nie wystarczyło, że zamordowali Witolda Pileckiego, że szykanowali jego najbliższych, to starali się zohydzić wizerunek bohaterskiego rotmistrza, nazywając go bandytą i płatnym zdrajcą narodu polskiego, a potem starali się wymazać go z pamięci Polaków. Zofia często mówi, że „istnieje tylko po to, by pamięć o moim ojcu pozostała”. Co roku staje 25 maja o godz. 21.30 przed bramą więzienia na Rakowieckiej z zapalonym zniczem i modli się za jego duszę. Andrzej Pilecki objechał kawał świata, aby przypominać o życiu, walce i tragicznym losie ojca, którego nazwano jednym z sześciu najodważniejszych ludzi na świecie. I zawsze w tych wspomnieniach pada nazwa Ostrowi Mazowieckiej. Oboje zresztą bardzo ciepło i z serdecznością wspominają pobyt w naszym mieście, jego mieszkańców, od których w najtrudniejszych chwilach życia doświadczyli tyle dobra, ciepła i życzliwości. Podczas ubiegłorocznego pobytu w Ostrowi Andrzej Pilecki powiedział: „Gdybym miał więcej zdrowia, to pewnie nie byłbym tu dzisiaj z wami, ale w Sydney albo w innym miejscu dokąd mnie zapraszają. Ale Ostrów leży mi bardzo na sercu i wybieram ją jako pierwszą. Dlatego tu dzisiaj do was przyjechałem rezygnując z jakichś tam bardziej spektakularnych spotkań”. I to jest chyba najlepsze uzasadnienie, aby ich oboje zaprosić do grona Honorowych Obywateli Ostrowi Mazowieckiej. Swoją postawą, niezłomnością i nieugiętością w walce o prawdę, pamięć i dobre imię swojego Ojca oraz za podkreślanie Jego i swoich związków z naszym miastem, zasłużyli na to tysiąckrotnie!
zdjęcie: źródło IPN